Ciasta, ciastka, ciasteczka (1948)

„Ciasta, ciastka, ciasteczka”, M. Huvert, Łódź 1948

 

Książka została wydana tuż po II wojnie światowej. Ze wstępu dowiadujemy się, że wiele osób dostaje w paczkach z pracy lub zza granicy kakao i migdały, dlatego w książce znajdziemy przepisy zarówno na wykwintne torty i ciasta, jak i szybkie, tanie, dające się przechowywać nawet 2-3 tygodnie ciasteczka. Dzięki temu, jak pisze autor, nie zaskoczy nas niespodziewana wizyta gości.

Autor książki wymienia przyrządy niezbędne w każdej kuchni. Należy do nich „donica” czyli ceramiczna/kamionkowa misa z okrągłym dnem do ucierania ciasta. Przyczepiało się ją do stołu za pomocą specjalnych metalowych klamer, dzięki czemu obie ręce były wolne podczas ucierania, a  donica się nie przesuwała. Z braku klamer można było położyć ją na wilgotnej ściereczce. Praktyczne było także posiadanie dwóch tortownic w jednym rozmiarze, aby upiec od razu dwa płaskie blaty ciasta na tort, zamiast jednego wysokiego, który trzeba przecinać długim nożem (a nie każdy to umie i nie każdy posiada taki nóż – choć moim zdaniem zamiast drugiej tortownicy można było zainwestować w nóż właśnie 😉 )

Cukier puder był trudno dostępny, poza tym był znacznie bardziej zanieczyszczony niż  zwykły cukier. Być może chodziło o fałszowanie pudru, poprzez dodawanie do niego innych składników. Fałszowanie żywności nie było niczym niezwykłym, nie tylko po wojnie, w czasie niedoborów, ale i znacznie wcześniej. Na przykład do mąki pszennej często dodawano choćby gips.

Masło – tłuszcz najdroższy – można było zastąpić smalcem lub oliwą. Oliwa była zwłaszcza pożądana przy wypieku słodkich bułek i bab, nadając im  kruchość i dłuższą świeżość. Świeże mleko podczas pieczenia można było zastąpić zsiadłym, co ponoć nie wpływało na smak wypieku.

Przed pieczeniem należało rozgrzać piekarnik: gazowy 10 minut wcześniej, elektryczny 20 minut, a węglowy 60 minut wcześniej. W piekarnikach na kuchniach węglowych trudno było ustawić odpowiednią temperaturę, wymagało to dużego doświadczenia. Można było również zrobić test temperatury za pomocą białego papieru – po pięciu minutach od włożenia do słabo rozgrzanego pieca robił się żółty, w średnioogrzanym brązowy, w w gorącym – ciemnobrązowy, a w zbyt gorącym się palił. Na koniec jeszcze jedna rada autora książki:

Używanie azbestu w czasie pieczenia niestety było dość powszechne. Nawet słynna Julia Child używała podczas wypieku pieczywa namoczonych sztabek azbestu, by uzyskać idealną skórkę!

Świeże drożdże były nietrwałe – można było je przechowywać tylko jeden dzień. Dlatego autor radzi, aby je suszyć, wtedy miesiącami zachowują swoje właściwości. Ale należy pamiętać, ile drożdży się ususzyło, bo w przepisach zawsze podane są ilości dla świeżych właśnie.

Ponieważ nie każdy posiadał w domu wagę, autor podaje przeliczniki na szklanki, łyżki i łyżeczki:

Z tabeli możemy się dowiedzieć, że niegdysiejsze sztućce były większe iż współczesne – zresztą można to zauważyć gołym okiem, jeśli posiadamy w domu stare sztućce – łyżki były głębsze i dłuższe, a widelce miały niezwykle długie zęby. Dziś standardowa łyżka ma pojemność 10 g, a łyżeczka 2 g.

 

PRZEPISY: